piątek, 10 października 2014

Why is the sky blue?

Kolor niebieski znalazł się w jesienno-zimowych trendach, więc i ja postanowiłam zaproponować Wam moją wersję makijażu total blue ;) No, z kropla fioletu...
Krok po kroku, nie będę się rozpisywać :)

1. Standardowo, jako baza czarna kredka przy rzęsach.



2. Rozcieram kreskę czarnym cieniem.


3. Na to nakładam cień (Make Up For Ever- mój ulubiony odcień granatu) w odcieniu głębokiego, mieniącego się granatu i przeciągam nim po całej powierzchni powieki ruchomej. Przy rzęsach automatycznie będzie ciemniejszy, bo mamy czarna bazę.


4. Jasnym, pastelowym fioletem rozcieram brzegi niebieskiej plamy. Dlaczego fioletem? Bo intensywne niebieskie, czy granatowe pigmenty w kontakcie ze skórą (która ma żółtawy odcień) lubią robić się zielone przy rozcieraniu.


5. Dolną powiekę traktuję podobnie jak górną, z tym, że pomijam czarny cień i kredke rozcieram od razu granatem. Brzegi plamy rozcieram fioletem, żeby przejście było łagodne i nie pojawiły się niechciane zielenie :) Kąciki wewnętrzne rozświetlam jasnym, szampańskim cieniem.


6. Ciemnym, śliwkowym fioletem rysuje kreskę przy rzęsach.

7. Tuszuję rzęsy i gotowe ;)





niedziela, 28 września 2014

Wanna Glov?

Testuję sobie od dwóch dni ciekawą rzecz. Jest to...hmm... nie mam na to lepszego słowa niż ściereczka. Tak, ściereczka do demakijażu twarzy, której używa się tylko z wodą. Zero produktów do demakijażu, sama woda. Nie za bardzo wiedziałam jak to miałoby działać, ale okazało się, że działa.


Ściereczka jest zrobiona z włókna syntetycznego o specjalnej budowie, dzięki czemu cząsteczki makijażu przyczepiają się do niej. Dodatkowo nie stwarza to warunków do rozwoju bakterii. Ściereczkę należy zmoczyć i odcisnąć nadmiar wody. Demakijaż oczu najlepiej wykonywać podobnie jak w przypadku wacików, przytrzymać chwilę na oku, żeby rozpuścić makijaż i zetrzeć delikatnie. Po użyciu ściereczkę trzeba uprać przy użyciu mydła w kostce, najlepiej naturalnego bez dodatku środków zmiękczających i nawilżających, jak Biały Jeleń. Mydła w płynie lub te nawilżające oblepiają włókna i niszczą właściwości ściereczki. Należy ją wymieniać co 3 miesiące.


Moje wrażenia:
Pomimo tego, że producent gwarantuje, że ściereczka zmywa nawet trwały makijaż- od razu Wam powiem, że tak nie jest. Niestety nie rusza wodoodpornych kosmetyków.
Ze zwykłymi kosmetykami radzi sobie dobrze, chociaż mam wrażenie, że demakijaż zajmuje mi więcej czasu niż zazwyczaj.
Plusem jest, że nie muszę mieć płynu do demakijażu, co będzie świetne w podróży np. w podróży. Sprawdzi się tez dla osób o wrażliwej skórze, które uczulają lub podrażniają płyny do demakijażu.
Cena nie jest wygórowana, 39zł za wersję którą mam ja. Jest jeszcze większa wersja za ok 50zł.
 Produkt jest.... uwaga....POLSKI :) Fajnie, nie?

Reasumując, ściereczka jest ok, ale mnie nie przekonała. Myślę, że to dobry sposób dla osób, które dużo podróżują, bo nie trzeba ze sobą ciagac tysiąca buteleczek, dla wielbicieli stylu eco oraz "wrażliwców" i alergików. Ja pewnie powrócę do dwufazówki ;)


A tak wygląda ściereczka po użyciu ;)


czwartek, 25 września 2014

Let's twist again




Twist kojarzy mi się z latami 60-tymi, a lata te kojarzą mi się z ikoną Twiggy. Dlaczego nagle z nią wyskakuję? A dlatego, że w tym sezonie bardzo zainspirowała kreatorów makijażu :) Kogo? Np. Rochas, Custo Barcelona, Marco de Vincenzo, Prada, Gucci, Saint Laurent i Maxime Simoens.

Fall/ Winter 2014-2015 Makeup Trends: Twiggy Lashes


Nie byłam do końca przekonana do tego trendu, ale postanowiłam przetestować :) Krok po kroku:

1. Nakładam jasny matowy cień na cała powierzchnię powieki ruchomej.


2. Matowym cieniem w kolorze chłodnego brązu maluję łuk w załamaniu powieki.

3. Czarnym eyelinerem rysuję dosyć gruba kreskę delikatnie wyciągniętą poza kącik oka.

4. Dolną powiekę zaznaczam czarna kredką, którą następnie rozcieram czarnym cieniem. Na linii wodnej rysuje kreskę jasnoróżową kredką.


5. Bardzo dokładnie nakładam co najmniej 2 warstwy tuszu do rzęs. Mają być bardzo wyraziste i pogrubione. Na dolnej powiece przyklejam pocięte sztuczne rzęsy. Wybrałam takie, które składają się z bardzo gęstych kępek i po prostu porozcinałam je na poszczególne kępki.

6. Usta podkreśliłam różowym błyszczykiem i zaakcentowałam kości policzkowe :) Na koniec trochę szaleństwa, bo lata 60-te właśnie z szaleństwami mi się kojarzą.



I smutne spojrzenie a'la Twiggy ;)


Na koniec spełniam marzenia i pozdrawiam Maksa i Pati, bo bardzo chcieli być opisani na łamach bloga ;) ;*

niedziela, 21 września 2014

Niezbędnik plażowo-siłowniowy

Muszę o tym napisać, chociaż wiem, że sezon plażowy już za nami, jednakże jeżeli ktoś jeszcze wybiera się w tropiki, to będzie jak znalazł ;) Ten duet sprawdzi się też świetnie na siłowni- bo przecież nie odpuszczamy sobie tylko dlatego, że skończył się sezon bikini i wskakujemy w obszerne, ciepłe swetry! O nie!
Chcę tu napisać o dwóch kosmetykach, które przetestowałam w trudnych, urlopowych warunkach i sprawdziły się genialnie. Chcę szerzyć tę dobrą nowinę, aby obiegła świat i abyśmy wszystkie wyglądały pięknie, zarówno na plaży mocząc się w słonej, morskiej wodzie, jak i spocone na siłowni (chociaż z ta siłownią, to zależy od celu naszego tam przebywania. Jeżeli porządnie ćwiczymy, to po treningu można wyglądać co najwyżej niezbyt tragicznie :P)
Uważam, że plaża, czy siłownia to nie są miejsca, gdzie potrzebny jest pełen makijaż i jedyne co muszę mieć zrobione to brwi (zawsze!) i rzęsy. Mam bardzo jasna oprawę oczu i przy moim ciemnym kolorze włosów wyglądam bardzo niewyraźnie, jeżeli nie podkreślę brwi i rzęs.
Dobra, przedstawię Wam w końcu moich bohaterów lata 2014 :) [werbel w tle].

Tusz Lancome Cils Tint.




Cils Tint to pierwsza na rynku semi permanentna mascara, która ma się utrzymywać na rzęsach do 72 godzin. Czy Wy wiecie ile to jest? To jest 3 dni! Kto normalny nie robi demakijażu oczu przez 3 dni... nawet jeżeli mascara jest wzbogacona o substancje pielęgnacyjne (np. olejek różany- dlatego tusze Lancome tak ładnie pachną).
Pomijając jednak moje rozważania nad istnieniem potrzeby stworzenia tuszu wytrzymującego na rzęsach 72h- niezrozumiałe dla mnie zagranie marketingowe- muszę bardzo, bardzo sam produkt pochwalić.
 Przede wszystkim jest rzeczywiście niezwykle trwały, w idealnym stanie przetrwał kąpiele w morskiej wodzie, szaleństwa na plaży i drzemkę w samochodzie w drodze powrotnej.
Jest konsystencja jest bardzo rzadka i to jest zarówno jego plusem, jak i minusem. Zaletą jest bardzo naturalny efekt jaki uzyskujemy po wytuszowaniu- nie oczekujcie więc firany pogrubionych rzęs, a bardzo delikatnego podkreślenia. Z drugiej jednak strony dosyć wolno wysycha i może się odbijać- zanim zaschnie na amen.
Słyszałam opinie, że nie istnieje produkt do demakijażu, który by sobie z nim radził. Muszę zdementować te plotkę- idealnie zmył się zwykłym płynem dwufazowym Sephory.

Aha, nie próbowałam testowania jego 72godzinnej trwałości... :P Jestem zdecydowanym zwolennikiem codziennego demakijażu.

Kolejnym moim niezbędnikiem plażowym jest Aqua Brow make Up For Ever, o którym już kilkukrotnie pisałam. Jest to krem-żel barwiący brwi, oczywiście wodoodporny, jak wiele kosmetyków tej marki.


Nie jest to może najłatwiejszy produkt do makijażu brwi, ale jeżeli ma się odrobinę wprawy można uzyskać fantastyczny efekt. Koniecznością jest posiadanie pędzelka do brwi ;)
Podobnie, jak w przypadku tuszu przetrwał intensywny dzień na plaży w nienaruszonym stanie. Za ten test terenowy ogromny plus :)
Dodatkowo cieszy mnie fakt, że marka ma w swojej ofercie tyle odcieni, że każdy może dobrać sobie kolor idealny.
Baaaaaaaardzo wydajny!




środa, 3 września 2014

Blueberry nights

Oglądaliście film "Jagodowa miłość".... strasznie nudny. Ale to na szczęście nie jest post o kinie, a o makijażu, a jakże :)
Chciałam napisać o cieniach, które ostatnio sobie testuję. Są to wypiekane cienie Chanel, których do tej pory bardzo nie lubiłam. Jednak pewnego dnia marka Chanel postanowiła zmienić ich formułę i to był strzał w dziesiątkę, bo teraz są świetnie napigmentowane, trwałe i można ich używać na mokro! O, i od tego dnia je lubię :) Konsystencja cieni zmieniła się z twardej jak kamień, na jedwabistą i dosyć miękką, a pigment, który wcześniej w zasadzie nie istniał (tak, wyglądały ładnie tylko w pudełeczku, a na skórze sam shimmer) teraz jest bardzo intensywny.
Mam piękną limitowaną paletę nr. 234 z jesiennej kolekcji 2014 o wdzięcznej nazwie Poesie. Są to dosyć neutralne odcienie, które określiłabym brązami z kroplą różu i fioletu.








Do tych cieni postanowiłam dołożyć szminkę w jagodowym odcieniu Sephory nr R23.




poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Szmaragd i krokodyl

Przeglądając trendy nadchodzącego, jesienno-zimowego sezonu natknęłam się na smoky eye w odcieniu butelkowej zieleni. Taki make up mogłyście widzieć np. na pokazach Genny.






Podoba mi się ten trend niezwykle, bo uwielbiam ten kolor. Pięknie podbija zarówno niebieski, jak i brązowy odcień tęczówki. Szmaragdowa zieleń jest sexy, jest elegancka, jest tajemnicza i nieco magiczna. Malujmy więc oczy na zielono, a róbmy to tak :)


Na początek rysuję gruba linię czarną kredką, rozcieram. Nie musi być perfekcyjnie, to tylko baza. Czarna kredka Make Up For Ever.



Nakładam na całą powiekę ruchomą cień do powiek w odcieniu szmaragdowym. U mnie Make Up Store odcień A girls best friend. Staram się, by największa intensywność barwy znajdowała się mniej więcej na środku powieki. Uważajcie, żeby nie stworzyć wyraźnych granic cienia, niech wygląda to bardziej jak rozmywa na brzegach chmura. Granice bardzo trudno się rozciera, lepiej od początku nakładać cienie tak, by zaoszczędzić sobie kłopotu.


Na dolnej powiece najpierw, podobnie jak na górnej, dajemy kredkę, ale już nie tak intensywnie. Na to nakładamy cień. Brązowym cieniem rozcieram granice zieleni nadając efekt rozdymienia. Brązowy cień Make Up For Ever nr 125.


Jasnym cieniem odrobinę rozcieram granice (nie lecimy perłowym cieniem pod samą brew!) i rozświetlam wewnętrzny kącik. Smashbox Artificial light i cień Make Up For Ever nr 126. Czasem w tym momencie stwierdzam, że makijaż wyszedł mi za jasny i przyciemniam odrobinę wzdłuż linii rzęs i w zewnętrznym kąciku. Użyłam do tego cienia Make Up Store Jubilee.






W końcowym etapie przeciągam jeszcze czarną kredką po linii wodnej i tuszuję rzęsy :) Voila!



sobota, 23 sierpnia 2014

Hity lata

Jak już pisałam wcześniej, dla mnie lato wciąż trwa- myślę, że skończy się gdzieś w okolicach października (nie uważacie, że to świetny pomysł?). Dlatego też chcę Wam przedstawić moje letnie top produkty makijażowe, dzięki którym zrobienie codziennego mejkapu nie zajmuje mi więcej niż 10 minut.

1. Puder kompaktowy SephoraFond de teint compact matifiant 8h




 Kompakty to moi ulubieńcy kiedy tylko robi się ciepło. Nakładam korektor pod oczy, a na resztę twarzy szybko aplikuję puder i skórę mam gotową w minutę. Wspaniała sprawa :)
Ten daje bardzo naturalny, lekko świetlisty efekt, świetnie nakłada się go gąbką która jest w opakowaniu. Ponadto samo opakowanie, jak na taka cenę jest eleganckie, funkcjonalne (osobne miejsce na gąbeczkę) i ma dosyć duże lusterko. Same plusy, ja obecnie używam odcienia 25.

2. Gimme brow Benefit


Mój absolutny mistrz! Uwielbiam ten kosmetyk, zawiera w sobie wszystko czego potrzebuje i lubię. Jest łatwy w użyciu, daje naturalny efekt i jest wydajny (a nie wszystkie kosmetyki Benefitu niestety takie są). Swój mam od pół roku i dopiero teraz domaga się wymiany na nowy. Używam ciemniejszego z dwóch dostępnych odcieni.

3. Kredka Stylo Chanel



Tak, wiem- droga. No, droga, ale świetna. Podejrzewam, że można znaleźć tańsze odpowiedniki, równie dobre, ale ja posiadam, więc używam i jestem bardzo zadowolona. Przez cały dzień nic się z nią nie dzieje, nie odbija się, nie rozmazuje, jest wodoodporna. Nie wiem też dlaczego dopiero teraz doceniłam wygodę kredek automatycznych. Nigdy nie mogę znaleźć temperówki, a to rozwiązuje problem :). Jeżeli chodzi o wydajność, to przy codziennym stosowaniu jakieś 4 miesiące. Odcień 10- czarny.

4. Szminka Givenchy Le Rouge



Odcień 305, w którym posiadam tą pomadkę to taka jaskrawa, malinowa czerwień. Szminka przede wszystkim daje półmatowy efekt wykończenia i bardzo długo utrzymuje się na ustach. Ma też świetną konsystencję (taką jakby bardziej pudrową), która się nie maże, dzięki temu mogę pomalować usta nawet w lusterku samochodowym. Dodatkowy plus za bardzo eleganckie opakowanie powleczone naturalną skórą. Każda kobieta powinna mieć choć jedną luksusową szminkę. Ja tam wyjmując taką z torebki od razu czuję się bardziej sexy ;)

5. Tusz Ives Rocher Sexy Pulp



Bardzo go lubię za jego cenę, trwałość i to, że daje efekt idealnie rozczesanych rzęs. Wbrew nazwie, moim zdaniem nie pogrubia (chyba, że przy 10tej warstwie), ale właśnie delikatnie i naturalnie podkreśla rzęsy. Świetny na codzień.