środa, 26 września 2012

On top

Zdałam sobie sprawę, że bardzo mało piszę o kosmetykach, więc dzisiaj będzie o tym co ostatnio w mojej kosmetyczce ciągle jest "na wierzchu" :)

Na początek coś, bez czego absolutnie nie mogę żyć- kredki! Moim zdaniem jest to sposób na świetny makijaż w 2 minuty. Z tym, że na rynku kredek zatrzęsienie, ale kredka kredce nie równa. Dla mnie najważniejsze jest aby była miękka (czyli łatwa w użyciu) i trwała. Ja takie znalazłam w Make Up Store, w dodatku w świetnych kolorach i kocham je nad życie. Ich minusem jest to, że z racji swojej miękkości dosyć szybko się zużywają. Niestety MUS wycofał się z Polski będę musiała ich szukać za granicą.




Przechodząc na czas jesienno-zimowy zawsze przerzucam się z bronzera na róż. Z resztą jeżeli widzieliście trendy na ten sezon, to wiecie że róż jest modny nawet w ogromych ilościach i na dużych powierzchniach :)
Moje typy, jako, że jestem chłodnym typem kolorystycznym to:




Ostanie zdjęcie najlepiej oddaje kolor. Jest to bardzo jasny odcień- na twarzy wygląda bardzo świeżo.
Este Lauder 01 tender petal

Moje niedawne odkrycie i miłość od pierwszego wejrzenia- marka Bare Minerals. Niedawno poszerzyli asortyment i teraz mają w swojej ofercie również cienie do powiek, tusze do rzęs, kredki itd :) Ja pokazuję Wam rozświetlacz Rose Radiance, którego używam jako różu.




Nie lubię tracić zbyt dużo czasu na codzienny makijaż, dlatego cenię kosmetyki proste w uzyciu, ale dające piorunujacy efekt i takie właśnie są cienie w kremie Make Up For Ever, odcień 22.
Co w nich lubię? Intensywność koloru i mega trwałość! Jedynym minusem jest to, że nie mogą zbyt długo pozostawać otwarte bo zasychają.


 Już nie wspomnę o tym, że ten odcień jest super modny :)

 Postaram się sukcesywnie wrzucać więcej, a tym czasem miłego wieczoru :D

piątek, 21 września 2012

Precious memories :)

Dzisiaj wspominam wakacyjne, nadwiślańskie, ogniskowe urodziny mojej siostry i tort :)

Naoglądałam się w TLC Słodkiego Biznesu, napatrzyłam na te cudowne torty, które oni tam tworzą i podczas gdy tak patrzyłam, stwierdziłam, że to wcale nie takie trudne! Zauroczyły mnie szczególnie masy cukrowe nadające tortom ten piękny, równiutki wygląd. Zaczęłam więc szperać w internecie i szukać przepisów, aby móc od czegoś zacząć.
Tak trafiłam na kulinarny blog Natchnionej :)
Zrobiłam jeden mały na próbę i wszystko szło gładko do momentu właśnie owej nieszczęsnej masy cukrowej. Tu zaczęły się schody ponieważ postanowiłam być ambitna (a nie zdarza się to często) i zrobić ją sama. Znalazłam więc przepis- żelatyna, glukoza, cukier puder i zagniatałam to wszystko męcząc się niemiłosiernie. W międzyczasie ręce przykleiły mi się do stołu, ale uporałam się z tym problemem dodając jeszcze więcej cukru pudru.... i chyba dostałam go za dużo, bo masa okazała się twarda. Od wałkowania miałam na drugi dzień zakwasy.

To była próba numer jeden. Oprócz wyżej opisanych trudności wyszedł niezły i zachęcona tym połowicznym sukcesem postanowiłam zrobić wypasiony tort na urodziny siostry.
Zamysł był taki: biszkopt waniliowy na przemian z czekoladowym, masa z mascarpone i bitej śmietany, mnóstwo świeżych malin i czekoladowe ganache. Brzmi nieźle? Smakuje niebiańsko!
Nie chciałam również dać za wygraną i zrobiłam drugie podejście do masy plastycznej, ale wykorzystałam inny, prostszy przepis: pianki typu marschmallows i cukier puder.

Oto efekt :)



Chcecie przepis? :)

Biszkopt:
3 jajka (najlepiej aby miały temperaturę pokojową),
100 g cukru pudru,
3 łyżki mąki bezglutenowej lub pszennej,
2 łyżki skrobi kukurydzianej,
1/4 łyżeczki sody.

 To jest porcja na jeden cienki placek, bo zgadzam się z natchnioną, że wygodniej jest piec placki po kolei niż przekrajać jeden duży biszkopt.

Oddzielamy żółtka od białek. Białka ubijamy na sztywną pianę. Dodajemy cukier, a następnie po jednym żółtku. Różne rodzaje mąki zmieszaj i dodaj do nich sodę. Trzeba to przesiać przez sitko do masy jajecznej i mieszamy delikatnie łyżką. Przelewamy masę do formy i pieczemy 10-12 min.

Masa:
6 opakowań śmietanki 36% (tort miał 3 piętra),
2 opakowania serka mascarpone,
dwa opakowania śmietan fix

Śmietanę lekko ubić, po czym dodać śmietan fix i ubijać dalej aż będzie sztywna. W drugiej misce ucieramy mascarpone, najlepiej mikserem i po łyżce dodajemy do niego śmietanę. Miksujemy do momentu aż masa będzie jednolita

 Ganache
1 tabliczka 100 g gorzkiej czekolady
1/2 szklanki kremówki

Czekoladę kruszymy do miseczki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Jak się rozpuści dodajemy śmietanę i mieszamy aż składniki stworzą jednolitą masę. Zdejmujemy z ognia, odstawiamy na chwilę do ostygnięcia. Schłodzić przez chwilę w lodówce po czym ubijać aż stanie się puszysta.


Jasne chyba jest to, że warstwę biszkoptu smarujemy masą śmietanową, pokrywamy to grubą warstwą malin po czym na maliny dajemy ganache i przykrywamy następnym biszkoptem.
Aha! Biszkopt obficie nasączamy- ja zrobiłam to wywarem z zielonej herbaty. Uwielbiam jak ciasto jest soczyste!

Ważne:
Pod lukier plastyczny nie można dać bitej śmietany bo się rozpuści- lepiej dać masę maślaną :)
Smacznego :)

środa, 19 września 2012

In vino veritas

Moja mama nienawidzi bordowego koloru- kojarzy jej się z komuną. Wtedy podobno królował, oczywiście w marnej jakości nie tylko na ulicach, ale również jako dekoracja domu- bordowe zasłony, narzuty itd., itd. Nie jest to okres, który mogłabym dokładnie pamiętać, bo końcówka owych chlubnych czasów przypada na początki mojego życia, natomiast jakieś tam migawki pozostałości po prl-u w mojej głowie zostały, jak właśnie poliestrowe bordowe zasłony u mojej babci. Pamiętam też jak w latach 90-tych miał on swój mały come back i te sukienki studniówkowe.... zdecydowanie nieudana próba.

My mother hates burgundy- she associates it with PRL.  It was on top then- in miserable quality of course- not only on the streets but as a home decoration as well- maroon hangings, covers etc.
It's not a time I could possibly remember, becouse the end of those glorious days falls in the begginings of my life. However some blinks of PRL stayed in my head, like my grandmothers polyester, burgundy hangings. I also remember a slight come back of burgundy in the 90'- those maroon prom dresses... not very successful attempt.

W każdym razie burgund znów powraca na salony, w odnowionej, lepszej wersji. Projektanci postanowili dać mu drugie życie- mam nadzieję, że lepsze od poprzednich wcieleń.

Anyway burgundy comes back on the catwalks  in new, improved version. The designers decided to give it a second life- I hope better than previous incarnations. 



O tyle, o ile do ubrań w kolorze wina mam delikatną awersję- dzięki mamo- to jak najbardziej postanowiłam przyswoić trend z bordem na ustach :)

I have a soft aversion to wine- coloured clothes- thanks mom- but I decided to assimilate the trend with wine- coloured lips :)



 





Ja wiem, obiecywałam, że będzie się tu pojawiało więcej zdjęć różnych dziewczyn, o różnych typach urody, ale tempo życia i brak czasu weryfikuje coraz więcej moich postanowień. 

I know, I promised there would be more pictures of other people here, different beauty types, but my pace of life and  lack of time verifies more and more of my decisions.

środa, 12 września 2012

Essie

Przebojem wdarła się na nasz rynek firma produkująca lakiery i produkty do pielęgnacji paznokci Essie. Zaciekawiło mnie, co w tych produktach takiego jest, że wszyscy oszaleli na ich punkcie?
Zrobiłam mały reaserch i na poczetek kilka info :)

Marka powstała w Stanach i założyła ją pani Essie Weingarten (dobrze, że to jednak nie nazwisko zostało nazwą marki :P) w latach 80-tych. Jak podbiła świat? Wysoką jakością produktów (w przystepnej- moim zdaniem- cenie) i ogromnym wyborem kolorów.

Postanowiłam przyjżeć się zatem tym lakierom nieco bliżej i zakupiłam odcień Lights z neonowej serii Poppy Razzi oraz szary kolor o nazwie Master Plan.


Na począktu muszę pochwalić pędzelek. Jest płaski i dosyć szeroki- na prawdę wygodny. Bardzo fajna konststencja- nie robi smug i idealnie się nakłada na płytkę.
Aby dobrze pokrył potrzeba dwóch warstw, ale za to schnie szybciutko.



w świetle dziennym


w słońcu

Muszę powiedzieć, że akurat lakier z tej serii nie przypadł mi do gustu. Po dwóch warstwach wziąż jeszcze krycie było- moim zdaniem- niedostateczne. Zasychają one na matowo, ale efekt też mi się nie podobał.

Natomiast Master Plan jest rewalecyjny. Trzyma się świetnie, cudnie rozprowadza i ma cudny kolor. Oto jak wygląda.





piątek, 7 września 2012

Cavalli style baby

Bardzo chciałam wypróbować na sobie makijaż w stylu Cavalli i pokazać Wam jak go zrobić. Uwielbiam zieleń, a w połączeniu z fioletem- moim zdaniem wygląda bosko. Oczywiście troszkę go dostosowałam do potrzeb dnia codziennego i jest bardziej stonowany niż ten z wybiegów. Zrezygnowałam też z mocno żółtego złota w kąciku oka na rzecz beżu.


Brązowo szarym cieniem zaznaczamy zewnętrzny kącik oka. W wersji z wybiegu jest to element mocno wyciągnięty w stronę skroni, aby uzyskać koci efekt. Ja ograniczyłam się do delikatnego wymodelowania powieki.



Na środek powieki dajemy ciemną, opalizującą zieleń. Ja wybrałam taką w chłodniejszym odcieniu.



Dodajemy fiolet, nakładając go praktycznie do samego kącika wewnętrznego i pod brwią. Ja nałożyłam na fioletowy cień różowy pyłek opalizujący na fioletowo dzięki czemu makijaż zyskał trójwymiarowy efekt.



Kącik wewnętrzny pokrywamy beżowym cieniem- też jest opalizujący, czego niestety nie wyłapał mój aparat.  Rysujemy czarną kredką kreskę nad górną linią rzęs- roztarłam ją, aby była rozdymiona. Tuszujemy rzęsy.

Dla przypomnienia oryginał :)


Jestem ciekawa czy wybralibyście coś dla siebie spośród trendów jesiennych lansowanych na wybiegach :)

poniedziałek, 3 września 2012

Silver & blue

Spędziłam weekend w Częstochowie- tak, tak aż tam mnie praca zagnała :)
Powiem Wam, że malowanie panien młodych to specyficzne przeżycie. Patrzę na te gorączkowe przygotowania, stres- sama również daję się wciągnąć w tę atmosferę, nerwy i mi się udzielają i tak sobie myślę- kurde po co mi to wszystko? Dobrze, że to mnie jeszcze nie dotyczy.
Ale później patrzę na tą dziewczynę w białej sukni- piękną, bo one zawsze są piękne, promieniejącą szczęściem i pana młodego, któremu zapiera dech i zaczynam myśleć, że coś w tym jest. Może nawet pojawia się jakaś malutka tęsknota.
W każdym razie uczestniczenie w tym wszystkim jest za razem piękne i baaaardzo męczące :)

Na odstresowanie kupiłam sobie nowe buty :P Miałam szukać już jesienno zimowych, ale jak zwykle wyszło inaczej i skończyłam z adidaskami. Zakochałam się i w nich i w ich cenie.
TKMax

Wypróbowałam je wspinając się na ruiny zamku w Olsztynie :)



Postanowiłam wykorzystać jeden z trendów, które przedstawiałam Wam w ostatnim poście. Myślę, że fajnie będzie to razem wyglądać :)